Poszłam otworzyć drzwi i powitałam pierwszych gości. Szczerze mówiąc mało z nich znałam, a za to większość znała mnie, co jest lekko dziwne. Co chwilę wirowałam w objęciach innego faceta, nie powiem, niektórzy z nich byli całkiem całkiem, ale ja czekałam tylko na Niego. No, może jeszcze na Harrego i Louisa, ale głównie na Niego. Zazwyczaj nie piję, lubię mieć w pełni świadomość co robię. Poza tym można się pośmiać z pijanych ludzi. Już nachylałam się, żeby opróżnić szklankę z colą, kiedy w drzwiach mignęły loczki. Podeszłam do tego miejsca, a Larry wręcz we mnie wbiegł.
-Heej chłopcy hahah! - wydusiłam z siebie ledwo chichocząc bo tak mocno mnie ścisnęli.
-Hej Lucy!
-Wyglądasz bardzo sexownie! Dla kogo to? - powiedział Harry ruszając sprośnie brwiami za co Lou zdzielił go po głowie,a ten tylko przepraszająco się uśmiechnął.
-Nie twoja sprawa mały. - odpowiedziałaś opierając ręce na biodrach.
-Kto tu jest mały?! Ach tak, to ty! - powiedział. No tak, byłam od niego niższa jakieś 20 cm. Zobaczyłam za chłopakami Liama, który pomachał mi ręką i ruszył w kierunku Jessie i reszty w celu przywitania się. Oni strasznie ładnie ze sobą wyglądają. Spotkali się już kilka razy po tajemnie jeszcze zanim wiedziałam kto mieszka na przeciwko nas. A za Li wszedł Niall, objął mnie leciutko i stwierdził, że jest głodny i ruszył do mini bufetu. Za Irlandczykiem do pokoju wsunął się on. Wyglądał przecudownie. Luźne rurki zsunięte do połowy uda; biała bluzka; czerwona, kraciasta, rozpięta koszula. Jednym słowem chłopak moich marzeń. A za rękę z nim szła ona. Wytapetowana blondynka, dużo ładniejsza ode mnie. Dużo wyższa, uśmiechnięta, dziewczyna idealna. Wtedy spojrzałam w lustro. Nagle mój genialny strój wydał się śmieszny, blond sprężynki niechlujne,a makijaż niestaranny. Czułam się taka brzydka w tej chwili. Tylko czemu on się nie uśmiechał? Zobaczył mnie i na jego twarz wkradł się szeroki uśmiech, pod którym się rozpłynęłam i na moment zapomniałam o blond dziewczynie.
-Hej szkrabie! - powiedziałaś i uwiesiłaś mu się na szyi. Wziął cię na ręce i pocałował w policzek.
-Cześć malutka! Ślicznie wyglądasz. - powiedział po czym wtulił się w twoją szyję.
-Ekhem, Zayn, nie przedstawisz mnie? - powiedziała zniecierpliwiona blondynka.
-No właśnie Zain, nie przestawisz mnie? - dopowiedziałam znacznie pochmurniejąc i osuwając się z jego ramion.
-Yyy jasne, Lucy, to jest moja.. dziewczyna Perrie. - wyjąkał zakłopotany.
-Ohh, Zayn zawsze wstydzi się okazywać uczuć, to takie słodziutkie. - powiedziała do ciebie.
-Wiem, znam go dłużej. - odpowiedziałam oschle. - No nie będę wam przeszkadzać, bawcie się.
-Ale Luc, czekaj! - on krzyknął w twoją stronę, ale ty zniknęłaś jak najszybciej w tłumie. Pobiegłaś na górę po schodach do swojego pokoju. Tak samo jak wczoraj wygrzebałam popielniczkę i otworzyłam paczkę papierosów. Pusta. Przewaliłam dwie szuflady w poszukiwaniu chociaż jednego papierosa. Bez skutecznie. Opadłam zrezygnowana na podłogę i zaczęłam dławić się łzami. Udałam się do łazienki, a łzy leciały mi strumieniami spływając po policzkach. Z szufladki wyciągnęłam swoją żyletkę. Pociągnęłam mocno po żyle. Raz, drugi, trzeci. Krew płynęła i łączyła się ze łzami. Wróciłam do pokoju i siadłam w kącie pod oknem, przymknęłam powieki i mocniej zacisnęłam jeszcze krwawiącą rękę. Do mojego pokoju ktoś wszedł.
-Lucy? Jesteś tu? - to był Harry. Nie chciałam się odzywać, ale za mocno zacisnęłam rękę i jęknęłam z bólu. Podszedł do miejsca, w którym kuliłam się z bólu i usiadł koło mnie.
-Hej, Luc co się dzieje? Stało się coś? - objął mnie ramieniem.
-Nie nie nic.. - wyjąkałam odsuwając się lekko. On złapał mnie za rękę, którą podświetliło światło księżyca i ujrzał 7 świeżych szram ze ściekającymi kroplami krwi.
-Boże Luc!! Co ty zrobiłaś?! - wydusił z siebie zdumiony i, co wprawiło mnie w osłupienie, przygarnął ramionami i usadził sobie na kolanach. Płakałam rzewnie w jego szyję, a on głaskał mnie po plechach.
-Cii, już spokojnie Lucy... jestem z tobą... - uspokajał mnie swoim kojącym głosem. Kiedy już w miarę uspokoiłam swój oddech, on ujął moją twarz w ręce i zapytał:
-Czemu to zrobiłaś? - jednak ja nie chciałam odpowiedzieć na jego pytanie, chciałam zniknąć.
-Bo..bo..boo...on tu jest... i jest....z nią!- po czym znowu z moich oczu poleciały łzy.
-Chodzi o Perrie? O Lucy..... czy ty... zakochałaś się w Zaynie?
- Taak, całe życie kocham go, ale on chce być tylko przyjaciółmi, myślałam, że teraz wreszcie będziemy razem, po tylu latach spędzonych razem wiem o nim wszystko, a nagle pojawia się ona, ładniejsza, wyższa, idealna w każdym calu, co mam powiedzieć ja?Blond karzeł, który co na siebie nie założy wgląda śmiesznie.
- Przestań tak o sobie mówić! Jesteś najśliczniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem. Idź teraz na dół i spraw, żeby był zazdrosny, flirtuj na boki, na pewno się tobą wtedy zainteresuje.
-Nie chce innych, che jego!
-Spróbuj, uwierz mi, uda ci się.
- No dobrze... - wytarłam oczy i zeszłam z nim na dół za rękę. Podeszłam do baru i opróżniłam trzy kieliszki wódki na raz. Teraz mogę szukać ofiar. Pierwszy w oczy rzucił mi się chłopak, w karmelowo-brązowych oczach, podeszłam do niego i zagadałam. Zaprosił mnie do tańca, a ja widząc Zayna i jego wzrok na sobie zaczęłam ocierać się o.. zaraz jak on miał na imię? Nie ważne. Kręciłam się kusząco, co podobało się chłopakowi,ale wyraźnie przeszkadzało Zaynowi. Po skończonej piosence podziękowałam chłopakowi całusem w usta i z powrotem ruszyłam na bar. Kolejne trzy kieliszki i już byłam lekko wstawiona. Tańczyłam jeszcze z wieloma osobami, nie powiem, większość z nich jutro nie będę pamiętać,ale co tam. Zobaczyłam Jego całującego się z Nią i zjeżyłam się w duchu. Popatrzyłam a Harrego, który spojrzał na mnie znacząco i podniósł kieliszek w górę. Podeszłam do byle jakiego chłopaka, którym okazał się Niall i wpiłam się mocno w jego usta. No nie powiem, smakował nieźle. A jeszcze lepiej całował, ale ja nie poczułam nic, brak uczucia. Zobaczyłam zdumienie na jego twarzy, oderwał mnie lekko od siebie, a potem Zayna kręcącego głową z dezaprobatą. Tego było za dużo jak dla mnie.
-Przepraszam! - wyjąkałam do Nialla i uciekłam frontowymi drzwiami do ogrodu. Wdrapałam się na najwyższe drzewo i usiadłam wygodnie na gałęzi.
-Lucy!! Luc wyłaź!! - usłyszałam nawoływania.
Ten trochę krótszy i lekko nudnawy, taki emo xD
I wybaczcie, ale chyba byłam nieprzytomna jak pisałam poprzedni rozdział, brooklyn jest przecież w nowym jorku xD
środa, 17 października 2012
niedziela, 14 października 2012
Rozdział 2
-No proszę proszę... Zayn Malik, urosłeś. - powiedziałam zawadiacko się uśmiechając. On przez chwilę stał wpatrując się we mnie jakby zobaczył ducha, po czym odwzajemnił uśmiech i odpowiedział:
-No proszę proszę...Lucy Lovering, ty za to wcale nie urosłaś. - po czym poruszył zabawnie brwiami.
-No co ty nie powiesz Zain. - odparłam specjalnie akcentując literę "i".
-No patrz Lucindam, chodź tu do mnie krasnalu. - otworzył szeroko ramiona, w które wskoczyłam, a on podniósł mnie tak, że wisiałam nad ziemią dobre 15 cm. Pozostali chłopcy wpatrywali się w nas ze zdumieniem, żaden z nich nie drgnął nawet na sekundę, co spowodowało napad śmiechu u mnie i Zayna. Malik zarzucił sobie mnie na barana i dalej chichotaliśmy.
-Zaraz zaraz..... to wy się znacie??! - pierwszy ocknął się Harry.
-Tak, jakieś.....ammmmm......14 lat, prawda Zaynuś ?
-No coś koło tego. - zamyślił się po czym poczochrał moje włosy. Zmierzyłam go gniewnym wzrokiem i zrobiłam to samo z jego włosami. Wiedziałam, że tego nienawidzi, ale ja lubię mu robić na złość.
-Lucy, mała, czemu się do mnie nie odzywałaś od 2 lat? Strasznie za tobą tęskniłem!
-Wyjechałam tutaj, bo kiedy ty poszedłeś do Xfactora wiedziałam, że już nie wrócisz do naszego Bradford, a akurat zaproponowano mi stypendium na akademii sztuki to... przyjechałam tutaj i znalazłam dziewczyny! A teraz opowiadaj co u ciebie? - odpowiedziałam przytulając się do niego.
-No cóż, Zayn, zawsze mówiłeś, że wolisz brunetki a tu proszę, najpierw Pezz, teraz ona..
-Kto to Pezz? Nie wiem o czymś Zaynuś? - zapytałam z udawaną ciekawością.
-No bo Perrie... to znaczy Pezz.... to moja dziewczyna. - odpowiedział i spuścił wzrok na swoje buty. Nagle mój cały świat zrobił się taki pusty. Kiedy go zobaczyłam, pomyślałam,że wszystko będzie tak jak kiedyś. Lucy i Zayn - nierozłączna para. A on ma dziewczynę, a ja wciąż nie znalazłam sobie nikogo bo łudziłam się, że jeszcze kiedyś go spotkam. Doczepiłam na twarz sztuczny uśmiech i powiedziałam:
-To świetnie Zain! - i tu popełniłam błąd. Powiedziałam Zain, a on wie, że zawsze tak na niego mówię kiedy chcę go wkurzyć, albo jestem smutna. Mimo wszystko postanowiłam grać wiecznie uśmiechniętą,a tak naprawdę w środku rozrywałam się w gniewie na pół. Nie byłam zła na niego, wręcz przeciwnie - na siebie. Zawsze działam za późno, dlatego teraz to ja jestem sama, a on ma dziewczynę, prawdopodobnie 1000 razy ładniejszą ode mnie, rudego karła. - Wiecie, późno już, dziewczyny się pewnie martwią, ja już idę, było miło, cieszę się, że cię zobaczyłam Zayn, to pa.
-Hahaha, chyba ocipiałaś, jeśli myślisz, że cię puścimy. - powiedział Harry.
-Harry!Grzeczniej! Lucy, może zostaniesz z nami, jest ciemno już. - zganił loczka Liam i zwrócił się do mnie.
-Jeśli wy mnie nie puścicie, to sama sobie pójdę, mieszkam na przeciwko a nie w jakimś pierdolonym RPA, to cześć.-powiedziałam i trzasnęłam drzwiami wejściowymi. Deszcz już mi nie przeszkadzał, szarpnęłam za klamkę. Weszłam do środka, mimo małej odległości między domami i tak zdążyłam już przemoknąć. Dziewczyny popatrzyły na mnie z wyrzutem, ale widząc mnie w takim stanie opanowały się i pierwsza odezwała się Michelle:
-Luc, gdzie ty byłaś?! Czemu nie odbierałaś?!
- Nie wasz interes! Co nagle zaczęłam was obchodzić?! Bo jakoś zazwyczaj macie mnie w dupie!
-Lucy, spokojnie... - przytuliła mnie Jessie.
-Nie Jess, zostaw mnie, wszystkie mnie kurwa zostawcie! - wydarłam się po czym pobiegłam do siebie i zamknęłam drzwi. Świeciło się światło u nich. Z okna wystał on, myślał nad czymś, był smutny. W amoku wygrzebałam z dna szuflady popielniczkę i zaczęłam wypalać jedną fajkę po drugiej, aż w końcu zrobiłam isę senna. Podniosłam się, on dalej tam stał,a ja natychmiast się rozbudziłam. Schowałam się za zasłonką i obserwowałam go. Był taki piękny, taki delikatny i ... i już miałam powiedzieć taki cały mój, ale to nie była prawda, należał do kogoś innego, a ja.... a ja byłam sama, jak zawsze.Złapałam szkicownik i zaczęłam rysować go, po raz 1 w życiu. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam, leżąc skulona na parapecie, za to wiem jak się obudziłam, a dokładnie jak ktoś mnie obudził. Otóż mój ukochany buldożek francuski Maxxie, postanowił rozwalić się na miejscu mojego spoczynku i mnie z niego zepchnąć. Wstałam i ubrałam się, otworzyłam okno, przerzuciłam za nie nogi i usiadłam na ramie. Zapaliłam ostatniego papierosa i zaciągnęłam się nim ostro. Zobaczyłam Harry'ego i Louisa wygrzewających się na leżakach nad basenem. Pomachali do mnie, a ja uśmiechnęłam się i odmachałam im. O dziwo, siedzieli bez koszulek i...przytuleni. Haha no nieźle, ale muszę przyznać - wyglądają razem tak słodko i seksownie.
-Hej Lucy!! Chcesz się z nami wybrać dzisiaj na miasto?! - krzyknął Lou z dołu.
-Jasne!! O której? - odwrzeszczałam dławiąc się ze śmiechu na widok Louisa czochrającego Harry'ego.
-Tak za pół godziny do nas wpadnij, to do zobaczenia. - powiedział po czym cmoknął powietrze, a Harry obrócił się fochnięty do niego. Jeszcze chwilę przyglądałam się błagającemu na kolanach o przebaczenie Lou i chowałam się w pokoju, kiedy zobaczyłam Jego. Pomachał mi, a ja udała, że go nie widzę i zasłoniłam okna. Lucy, zachowujesz się jak mała dziewczynka. Ubrałam się w to, a włosy związałam tym razem w małego koczka na dole głowy. Zeszłam na dół i pierwsze co zrobiłam to uściskałam Jessie i Mich, a potem usiadłam przy stole łapiąc się za jabłko.
-Co się działo wczoraj Luc? Jeśli chodzi o to, że cię olałyśmy to strasznie przepraszamy.. - zaczęła Jess.
-Nie nie, nie o to chodzi....
-To o co? - zapytała znudzona Joanne.
-On tutaj jest.... on tutaj mieszka... - powiedziałam po chwili namysłu i spuściłam wzrok.
-Kto? - dopytywała się Michelle.
-Zayn....
-O cholera - skwitowała krótko Jess. - Luc nie przejmuj się, na pewno będzie tak jak kiedyś!
-On ma dziewczynę! Jessie nie wiedziała co powiedzieć, więc podeszła do mnie i uściskała mocno.
-Okej, zbieram się, idę z Harrym i Lou na miasto.
-Wróć przed 15 bo robimy imprezę u nas, zaproś kolegów.
Spojrzałam na zegarek - 11, okej, mamy dużo czasu, ciekawe gdzie chcą iść chłopcy ? Przeszłam przez ulicę i już miałam zadzwonić dzwonkiem, kiedy prosto we mnie uderzyły drzwi, a ja upadłam boleśnie na plecy. Miny chłopców zrzedły i natychmiast rzucili się, żeby mi pomóc.
-Boże!! Lucy!! Nic ci nie jest?Żyjesz?! Tak strasznie przepraszamy!!!
-Nie, spokojnie chłopcy, dzięki Zaynowi już wiele razy zdarzało mi się coś takiego i uodporniłam się. - zaśmiałam się i chwyciłam chłopców pod ramię. -To gdzie się wybieramy.
-Zakupy!! - krzyknęli jednocześnie. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na sklepy. Łaziliśmy po samych obłędnych second handach, kupiłam sobie obłędny sweter, parę brązowych rurek, czapkę i martensy w kwiatki, a chłopcy kilka koszulek.
-To teraz lody! Chooooodźmy na lody!! - krzyknął Harry i pociągnął Louisa za rękę. Chichocąc udaliśmy się do ulubionej lodziarni chłopców usytuowanej w okolicy.
-W czym mogę pomóc? -powiedziała starsza pani za ladą.
-Potrójne mango, Potrójny czekoladowo - śmietankowy - powiedzieli chłopcy, a ja dodałam. - I jeden miętowo-kawowy poprosimy.
-Uuuuu ulubiony smak Zayna!
-Poprawka - Nasz ulubiony smak. - puściłam mu oczko i usiadłam na krześle liżąc zmrożone kulki. Faktycznie, lody były obłędne. Przypomniałam sobie o dzisiejszej imprezie.
-Chłopcy, co robicie dzisiaj wieczorem?
-Aaa nic. - odpowiedzieli po chwili zastanowienia.
-To zapraszam o 17 u nas impreza.
-Uuuu lubimy imprezy! Prawda Lou? - powiedział Harreh z zadziornym uśmieszkiem.
-Tak, tylko teraz będę cię pilnował mały. - Tomlinson pogłaskał go i ucałował w nos.
-Słodcy jesteście i nie chcę wam przerywać, ale muszę już wracać pomóc dziewczynom.
-To wracajmy! - zebraliśmy swoje zakupy i ruszyliśmy do samochodu. Wróciliśmy na parę minut przed 15, to dobrze bo dziewczyny nie będą na mnie złe. Pożegnałam się z chłopcami przytulaskiem i pobiegłam po schodach do domu.
-W samą porę! - krzyknęła Jo.
-Idź pomóż Jessie do ogrodu. - powiedziała Mich.
Zwinnie uwinęłyśmy się w półtorej godziny i mogłam zacząć przygotowania. Chcę wyglądać tak, żeby Zaynowi szczęka opadła. Zdecydowałam się na to, a włosy jak zwykle związałam w warkocza i nastroszyłam z przodu. Średniej grubości kreski eyelinerem dopełniły całość mojej stylizacji. Zeszłam po schodach, a do drzwi zadzwonił dzwonek
-Imprezę czas zacząć - powiedziałam po czym przybiłam piątkę z dziewczynami.
-No proszę proszę...Lucy Lovering, ty za to wcale nie urosłaś. - po czym poruszył zabawnie brwiami.
-No co ty nie powiesz Zain. - odparłam specjalnie akcentując literę "i".
-No patrz Lucindam, chodź tu do mnie krasnalu. - otworzył szeroko ramiona, w które wskoczyłam, a on podniósł mnie tak, że wisiałam nad ziemią dobre 15 cm. Pozostali chłopcy wpatrywali się w nas ze zdumieniem, żaden z nich nie drgnął nawet na sekundę, co spowodowało napad śmiechu u mnie i Zayna. Malik zarzucił sobie mnie na barana i dalej chichotaliśmy.
-Zaraz zaraz..... to wy się znacie??! - pierwszy ocknął się Harry.
-Tak, jakieś.....ammmmm......14 lat, prawda Zaynuś ?
-No coś koło tego. - zamyślił się po czym poczochrał moje włosy. Zmierzyłam go gniewnym wzrokiem i zrobiłam to samo z jego włosami. Wiedziałam, że tego nienawidzi, ale ja lubię mu robić na złość.
-Lucy, mała, czemu się do mnie nie odzywałaś od 2 lat? Strasznie za tobą tęskniłem!
-Wyjechałam tutaj, bo kiedy ty poszedłeś do Xfactora wiedziałam, że już nie wrócisz do naszego Bradford, a akurat zaproponowano mi stypendium na akademii sztuki to... przyjechałam tutaj i znalazłam dziewczyny! A teraz opowiadaj co u ciebie? - odpowiedziałam przytulając się do niego.
-No cóż, Zayn, zawsze mówiłeś, że wolisz brunetki a tu proszę, najpierw Pezz, teraz ona..
-Kto to Pezz? Nie wiem o czymś Zaynuś? - zapytałam z udawaną ciekawością.
-No bo Perrie... to znaczy Pezz.... to moja dziewczyna. - odpowiedział i spuścił wzrok na swoje buty. Nagle mój cały świat zrobił się taki pusty. Kiedy go zobaczyłam, pomyślałam,że wszystko będzie tak jak kiedyś. Lucy i Zayn - nierozłączna para. A on ma dziewczynę, a ja wciąż nie znalazłam sobie nikogo bo łudziłam się, że jeszcze kiedyś go spotkam. Doczepiłam na twarz sztuczny uśmiech i powiedziałam:
-To świetnie Zain! - i tu popełniłam błąd. Powiedziałam Zain, a on wie, że zawsze tak na niego mówię kiedy chcę go wkurzyć, albo jestem smutna. Mimo wszystko postanowiłam grać wiecznie uśmiechniętą,a tak naprawdę w środku rozrywałam się w gniewie na pół. Nie byłam zła na niego, wręcz przeciwnie - na siebie. Zawsze działam za późno, dlatego teraz to ja jestem sama, a on ma dziewczynę, prawdopodobnie 1000 razy ładniejszą ode mnie, rudego karła. - Wiecie, późno już, dziewczyny się pewnie martwią, ja już idę, było miło, cieszę się, że cię zobaczyłam Zayn, to pa.
-Hahaha, chyba ocipiałaś, jeśli myślisz, że cię puścimy. - powiedział Harry.
-Harry!Grzeczniej! Lucy, może zostaniesz z nami, jest ciemno już. - zganił loczka Liam i zwrócił się do mnie.
-Jeśli wy mnie nie puścicie, to sama sobie pójdę, mieszkam na przeciwko a nie w jakimś pierdolonym RPA, to cześć.-powiedziałam i trzasnęłam drzwiami wejściowymi. Deszcz już mi nie przeszkadzał, szarpnęłam za klamkę. Weszłam do środka, mimo małej odległości między domami i tak zdążyłam już przemoknąć. Dziewczyny popatrzyły na mnie z wyrzutem, ale widząc mnie w takim stanie opanowały się i pierwsza odezwała się Michelle:
-Luc, gdzie ty byłaś?! Czemu nie odbierałaś?!
- Nie wasz interes! Co nagle zaczęłam was obchodzić?! Bo jakoś zazwyczaj macie mnie w dupie!
-Lucy, spokojnie... - przytuliła mnie Jessie.
-Nie Jess, zostaw mnie, wszystkie mnie kurwa zostawcie! - wydarłam się po czym pobiegłam do siebie i zamknęłam drzwi. Świeciło się światło u nich. Z okna wystał on, myślał nad czymś, był smutny. W amoku wygrzebałam z dna szuflady popielniczkę i zaczęłam wypalać jedną fajkę po drugiej, aż w końcu zrobiłam isę senna. Podniosłam się, on dalej tam stał,a ja natychmiast się rozbudziłam. Schowałam się za zasłonką i obserwowałam go. Był taki piękny, taki delikatny i ... i już miałam powiedzieć taki cały mój, ale to nie była prawda, należał do kogoś innego, a ja.... a ja byłam sama, jak zawsze.Złapałam szkicownik i zaczęłam rysować go, po raz 1 w życiu. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam, leżąc skulona na parapecie, za to wiem jak się obudziłam, a dokładnie jak ktoś mnie obudził. Otóż mój ukochany buldożek francuski Maxxie, postanowił rozwalić się na miejscu mojego spoczynku i mnie z niego zepchnąć. Wstałam i ubrałam się, otworzyłam okno, przerzuciłam za nie nogi i usiadłam na ramie. Zapaliłam ostatniego papierosa i zaciągnęłam się nim ostro. Zobaczyłam Harry'ego i Louisa wygrzewających się na leżakach nad basenem. Pomachali do mnie, a ja uśmiechnęłam się i odmachałam im. O dziwo, siedzieli bez koszulek i...przytuleni. Haha no nieźle, ale muszę przyznać - wyglądają razem tak słodko i seksownie.
-Hej Lucy!! Chcesz się z nami wybrać dzisiaj na miasto?! - krzyknął Lou z dołu.
-Jasne!! O której? - odwrzeszczałam dławiąc się ze śmiechu na widok Louisa czochrającego Harry'ego.
-Tak za pół godziny do nas wpadnij, to do zobaczenia. - powiedział po czym cmoknął powietrze, a Harry obrócił się fochnięty do niego. Jeszcze chwilę przyglądałam się błagającemu na kolanach o przebaczenie Lou i chowałam się w pokoju, kiedy zobaczyłam Jego. Pomachał mi, a ja udała, że go nie widzę i zasłoniłam okna. Lucy, zachowujesz się jak mała dziewczynka. Ubrałam się w to, a włosy związałam tym razem w małego koczka na dole głowy. Zeszłam na dół i pierwsze co zrobiłam to uściskałam Jessie i Mich, a potem usiadłam przy stole łapiąc się za jabłko.
-Co się działo wczoraj Luc? Jeśli chodzi o to, że cię olałyśmy to strasznie przepraszamy.. - zaczęła Jess.
-Nie nie, nie o to chodzi....
-To o co? - zapytała znudzona Joanne.
-On tutaj jest.... on tutaj mieszka... - powiedziałam po chwili namysłu i spuściłam wzrok.
-Kto? - dopytywała się Michelle.
-Zayn....
-O cholera - skwitowała krótko Jess. - Luc nie przejmuj się, na pewno będzie tak jak kiedyś!
-On ma dziewczynę! Jessie nie wiedziała co powiedzieć, więc podeszła do mnie i uściskała mocno.
-Okej, zbieram się, idę z Harrym i Lou na miasto.
-Wróć przed 15 bo robimy imprezę u nas, zaproś kolegów.
Spojrzałam na zegarek - 11, okej, mamy dużo czasu, ciekawe gdzie chcą iść chłopcy ? Przeszłam przez ulicę i już miałam zadzwonić dzwonkiem, kiedy prosto we mnie uderzyły drzwi, a ja upadłam boleśnie na plecy. Miny chłopców zrzedły i natychmiast rzucili się, żeby mi pomóc.
-Boże!! Lucy!! Nic ci nie jest?Żyjesz?! Tak strasznie przepraszamy!!!
-Nie, spokojnie chłopcy, dzięki Zaynowi już wiele razy zdarzało mi się coś takiego i uodporniłam się. - zaśmiałam się i chwyciłam chłopców pod ramię. -To gdzie się wybieramy.
-Zakupy!! - krzyknęli jednocześnie. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na sklepy. Łaziliśmy po samych obłędnych second handach, kupiłam sobie obłędny sweter, parę brązowych rurek, czapkę i martensy w kwiatki, a chłopcy kilka koszulek.
-To teraz lody! Chooooodźmy na lody!! - krzyknął Harry i pociągnął Louisa za rękę. Chichocąc udaliśmy się do ulubionej lodziarni chłopców usytuowanej w okolicy.
-W czym mogę pomóc? -powiedziała starsza pani za ladą.
-Potrójne mango, Potrójny czekoladowo - śmietankowy - powiedzieli chłopcy, a ja dodałam. - I jeden miętowo-kawowy poprosimy.
-Uuuuu ulubiony smak Zayna!
-Poprawka - Nasz ulubiony smak. - puściłam mu oczko i usiadłam na krześle liżąc zmrożone kulki. Faktycznie, lody były obłędne. Przypomniałam sobie o dzisiejszej imprezie.
-Chłopcy, co robicie dzisiaj wieczorem?
-Aaa nic. - odpowiedzieli po chwili zastanowienia.
-To zapraszam o 17 u nas impreza.
-Uuuu lubimy imprezy! Prawda Lou? - powiedział Harreh z zadziornym uśmieszkiem.
-Tak, tylko teraz będę cię pilnował mały. - Tomlinson pogłaskał go i ucałował w nos.
-Słodcy jesteście i nie chcę wam przerywać, ale muszę już wracać pomóc dziewczynom.
-To wracajmy! - zebraliśmy swoje zakupy i ruszyliśmy do samochodu. Wróciliśmy na parę minut przed 15, to dobrze bo dziewczyny nie będą na mnie złe. Pożegnałam się z chłopcami przytulaskiem i pobiegłam po schodach do domu.
-W samą porę! - krzyknęła Jo.
-Idź pomóż Jessie do ogrodu. - powiedziała Mich.
Zwinnie uwinęłyśmy się w półtorej godziny i mogłam zacząć przygotowania. Chcę wyglądać tak, żeby Zaynowi szczęka opadła. Zdecydowałam się na to, a włosy jak zwykle związałam w warkocza i nastroszyłam z przodu. Średniej grubości kreski eyelinerem dopełniły całość mojej stylizacji. Zeszłam po schodach, a do drzwi zadzwonił dzwonek
-Imprezę czas zacząć - powiedziałam po czym przybiłam piątkę z dziewczynami.
poniedziałek, 8 października 2012
Bohaterowie
Ja oczywiście wszystko muszę robić w innej kolejności ;p Dziękuję Vicky za 1 komentarz na moim blogu ♥
Jessica "Jessie" Walk - 21 letnia Irlandka, pracuje w Hardrock caffee, studiuje psychologię, jest najrozsądniejsza z wszystkich dziewczyn, ale umie pokazać charakterek.
Joanne "Jo" Everdeen - 22 lat, najstarsza, co nie oznacza, że najmądrzejsza, zachowuje się jak duże dziecko, bawi się bez konsekwencji, na szczęście reszta dziewczyn sprowadza ją skutecznie na ziemię. Ma chłopaka Chrisa.
Michelle "Mich" Wills- 20 letnie modelka, gdyby nie wzrost można by powiedzieć, że brzydsza od Luc, lekko zapatrzona w siebie, ma chłopaka Brandona.
Brandon Willis - 20 lat, idealnie pasuje do Michelle, tak samo zadbany i zadufany w sobie, reszta dziewczyn za nim nie przepada, ale nie mówią tego przy Mich. Skrywa drugie oblicze, którego nikt nie zna.
Chris Loverty - 18 lat, jak to określiła Jessie "najsłodszy chłopak pod słońcem", kocha Jo, ale ich związek wygasa. Z jej winy, on stara się to naprawić, ale czy da radę w pojedynkę ?
Lucinda "Lucy, Luc" Lovering - 17 letnia dziewczyna z wielkim talentem plastycznym, zawsze będzie pamiętać swoją przeszłość, ale nie spodziewa się, że przeszłość do niej wróci.
Joanne "Jo" Everdeen - 22 lat, najstarsza, co nie oznacza, że najmądrzejsza, zachowuje się jak duże dziecko, bawi się bez konsekwencji, na szczęście reszta dziewczyn sprowadza ją skutecznie na ziemię. Ma chłopaka Chrisa.
Michelle "Mich" Wills- 20 letnie modelka, gdyby nie wzrost można by powiedzieć, że brzydsza od Luc, lekko zapatrzona w siebie, ma chłopaka Brandona.
Brandon Willis - 20 lat, idealnie pasuje do Michelle, tak samo zadbany i zadufany w sobie, reszta dziewczyn za nim nie przepada, ale nie mówią tego przy Mich. Skrywa drugie oblicze, którego nikt nie zna.
Chris Loverty - 18 lat, jak to określiła Jessie "najsłodszy chłopak pod słońcem", kocha Jo, ale ich związek wygasa. Z jej winy, on stara się to naprawić, ale czy da radę w pojedynkę ?
niedziela, 7 października 2012
Rozdział 1
-Lucy!! Weź swoje rzeczy ze stołu! Zaraz przyjdzie do nas Brandon!! - krzyknęła z dołu Michelle. A no tak, nie wiecie kim jestem. Nazywam się Lucy Lovering. A raczej powinnam powiedzieć Lucinda. Nienawidzę tego imienia, czuję się staro przez nie. Według niektórych jestem marzycielką, ale ja po prostu planuję sobie życie. Haha oczywiście Luc. Mam 17 lat, okropne czerwone i cała jestem jakaś..... niedorobiona. Jedyną rzeczą, którą w sobie lubię jest długi, chudy warkocz opadający mi na plecy. Taa, moja fryzura jest dosyć niecodzienna...jeśli tak to można nazwać. Z resztą nieważne, mogłabym długo o tym mówić. Michelle ma 20 lat i jest moją współlokatorką łamane przez przyjaciółką. Oprócz nas mieszkają w tym domu jeszcze 2 dziewczyny - Jessie i Joanne. Jessie, prześliczna szatynka 21-latka, moja najlepsza przyjaciółka i oczywiście Joanne, równie piękna i oczywiście starsza ode mnie. Niestety to ja jestem najmłodsza ( I najsłodsza hihi to oczywiście opinia innych, a nie moja), ale już nie chodzę do szkoły, skończyłam ją rok temu. Byłam najmłodsza w klasie bo poszłam rok wcześniej. Taak, najmłodsza i najniższa. Niestety łaskawy Bóg obdarzył mnie jedynie 158 cm wzrostu. Z zamyślenia wyrwał mnie kolejny krzyk, tym razem Joanne:
-Podobno jesteś mądra, więc rusz szare komórki i każ mózgowi przywlec dupę na dół, bo zaraz chłopcy przyjdą.
-...dupę na dół, bo zaraz chłopcy przyjdą. - powiedziałam przedrzeźniając J na schodach. Oczywiście słyszała to.
-Luc proszę, mogłabyś posprzątać? - zapytała mnie spokojnie Jess.
-Jasne, dla ciebie wszystko. - odpowiedziałam i zaczęłam zbierać ze stołu kartki, a dokładniej mój "szkicownik". Znalazłam tam między innymi szkic śpiącej Mich, kubek kawy, widok z wschodniego okna i kilka bliżej nieokreślonych bohomazów.
-Lucy my będziemy wychodziły. - powiedziały dziewczyny ubierając się.
-Znowu mnie zostawiacie.....- powiedziałam niezadowolona. Mich spotyka się z Brandonem, Jo ze swoim chłopakiem Chrisem, a Jess pewnie z jakimś chłoptasiem jednej szansy. Ja jak zawsze zostaję sama w domu, nie no, świetnie.
-Och Lucyy, nie denerwuj się, następnym razem znajdziemy ci chłopaka i pójdziesz z nami.
-Jaaasne...
-Wrócimy około 22, pa. - powiedziały po czym wyszły z domu.
No to zostałam sama, a jest... 17. Bosko, nie no, zajebiście. Zamknęłam drzwi i poszłam do kuchni przelotnie spoglądając na zachodzące słońce. Oczarowana wspięłam się na wysoki parapet łapiąc kartkę i miękki ołówek, po czym oczywiście wypadłam z okna, które zasunęło się z hukiem. Nie zwróciłam na to uwagi i zaczęłam rysować. Mocny wiatr porwał spadające jesienne liście prosto na mnie, a na czubek mojego nosa spadła pierwsza kropla deszczu. No to koniec rysowania. Podeszłam do drzwi - zamknięte. No tak kretynko, przecież je zamykałaś, to w takim razie oknem! Okno jest zamknięta, nie no, świetnie, brawo panno błyskotliwa. W tej chwili prosto z rynny chlusnął na mnie potok wody mocząc mnie całą. Trzęsąc się usiadłam na schodach, trudno i tak już jestem mokra więc kilka dodatkowych kropel mi nie zaszkodzi. Wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer do Michelle. 1 sygnał.2 sygnał. 3 sygnał - odebrała!
-Hej Mich!
-Czego chcesz Lucy? Słuchaj jestem teraz zajęta i nie za bardzo mogę rozmawiać.-odpowiedziała, a ja usłyszałam chichot w tle, to chyba była Jo.
-Ale ja...
-Będziemy niedługo,pa!
-Ale...
-Piiiiiiiiiiiiiiiiiiii- rozmowa przerwana.
Nie no, bosko, teraz kolej na Jessie. 1 sygnał.2 sygnał. Abonent jest czasowo niedostępny.O Boże!! Czemu ja?! No to teraz Joanne, ostatnia szansa! 1 sygnał.2 sygnał.3 sygnał i mój telefon padł. Genialnie, utknęłam przed drzwiami, moknę, zaraz umrę ze zlodowacenia i do tego padł mi telefon. Jak ja kocham elektronikę. Obserwowałam sobie już jakieś pół godziny ludzi i zwierzątka w swoich ciepłych domkach co chwilę kichając,kiedy w domu na przeciwko naszego zabłysnęło światło. Przez pokój przebiegła czwórka chłopaków obrzucając się czymś. Zaśmiałam się cichutko, a oni popatrzyli się na mnie. Ta, zaśmiałam się cicho, ale kichnęłam potężnie. Jeden z nich, w prześlicznych loczkach podbiegł do mnie szybko.
-Hej, co ty tu robisz w taką pogodę, jesteś cała mokra, czemu nie siedzisz w domu?- zasypał mnie gradem pytań.
-A na imię jej Lucinda, ale może być Lucy.
-O wybacz, jestem Harry, wchodź do domu bo będziesz chora.- powiedział obejmując mnie ramienie,a ja wchłonęłam chociaż trochę ciepła.
-I tak będę, a do domu iść nie mogę, bo zatrzasnęłam się.
-To idziesz do nas i to bez gadania.
-Ale ja nie chce! - ale to chyba nie wystarczyło, bo on przerzucił mnie sobie jak koc przez ramię i ruszył w kierunku swojego domu. Weszliśmy do środka i Harry kazał mi iść na górę. Krzyknął coś do reszty chłopaków i ruszył na górę. Otworzył drzwi do ładnego czerwonego pokoju i podszedł do szafy. Wygrzebał z niej jakąś koszulkę i dresowe spodnie.
-Spodnie nie są chyba konieczne, dla mnie ta bluzka jest jak sukienka.
-Jak sobie życzysz słodziutka, ja idę na dół, dołącz do nas jak już się przebierzesz.-powiedział uśmiechając się uroczo i zniknął zamykając drzwi. Zdarłam z siebie przylegający od wilgoci sweter i narzuciłam na siebie koszulkę. W ślad za swetrem poszły leginsy. Ubrałam ogromne skarpetki chłopaka, które sięgały mi do połowy łydki. Podwinęłam rękawy koszulki i w ręce złapałam szczotkę. Rozplotłam włosy, lekko podsuszyłam suszarką, którą znalazłam w łazience i rozczesałam je zaplatając na nowo chudy warkocz, który opadł mi na plecy. Wyglądałam śmiesznie w za dużych ubraniach, a może słodko? Cicho zeszłam po schodach, ale dalej trzęsłam się z zimna. Na kanapie leżeli chłopcy, wszyscy na sobie szturchając się. Zachichotałam, a oni momentalnie się wyprostowali i wstali. Harry podszedł do mnie i objął mnie ramieniem, a raczej oparł na mnie ramię bo dzieli nas zaledwie 22 cm różnicy.
-To jest Lucy.
-Hej jestem Liam. - powiedział krótko obcięty miodowy szatyn uśmiechając się. Miał prześliczne oczy,jego spojrzenie koiło.
-Hej, jestem Louis. - powiedział, a raczej wrzasnął drugi szatyn, niższy, wyrywając się z uścisku uroczego blondynka.
-A ja jestem Niall. - podszedł do mnie i przytulił mocno. Wtuliłam się w niego i zakołysałam, ale tą uroczą chwilę przerwało kichnięcie, no tak to ja. Dalej się trzęsłam, wciąż było mi zimno. Chłopcy doprowadzili mnie do kanapy, Liam dał kocyk, a Niall z Harrym przytulili mnie, żeby ogrzać moje ciało. Gadaliśmy, śmialiśmy się, wow, oni na prawdę są fajni. Dowiedziałam się, że śpiewają w zespole yy jak to było ? Two Directiors? Nie ważne, potem ich zapytam. To wyjaśniało te tłumy dziewczyn,które dzień w dzień przetaczały się po naszej uliczce. Zapomniałam o telefonie, Niall dał mi ładowarkę i wpięłam moje Blackberry do kontaktu. 4 nieodebrane. Oh trudno, jakoś mnie to nie rusza,nie obchodziłam ich wcześniej to nie obchodzę ich teraz. A jest już 24!Wow,zasiedziałam się.
-Chłopcy będę się już zbierać, jest późno i w ogóle...
-Nie ma mowy, nie pozwalamy! - powiedział Harry mocniej mnie ściskając.
-Właśnie,zostajesz dzisiaj u nas. - dopowiedział Niall chowając głowę w mojej szyi.
W tej chwili do domu wszedł prześliczny mulat. Czy on... Nie, to nie możliwe....
Mam nadzieję, że się podoba, jutro dodam bohaterów :*
Enjoy^^
-Podobno jesteś mądra, więc rusz szare komórki i każ mózgowi przywlec dupę na dół, bo zaraz chłopcy przyjdą.
-...dupę na dół, bo zaraz chłopcy przyjdą. - powiedziałam przedrzeźniając J na schodach. Oczywiście słyszała to.
-Luc proszę, mogłabyś posprzątać? - zapytała mnie spokojnie Jess.
-Jasne, dla ciebie wszystko. - odpowiedziałam i zaczęłam zbierać ze stołu kartki, a dokładniej mój "szkicownik". Znalazłam tam między innymi szkic śpiącej Mich, kubek kawy, widok z wschodniego okna i kilka bliżej nieokreślonych bohomazów.
-Lucy my będziemy wychodziły. - powiedziały dziewczyny ubierając się.
-Znowu mnie zostawiacie.....- powiedziałam niezadowolona. Mich spotyka się z Brandonem, Jo ze swoim chłopakiem Chrisem, a Jess pewnie z jakimś chłoptasiem jednej szansy. Ja jak zawsze zostaję sama w domu, nie no, świetnie.
-Och Lucyy, nie denerwuj się, następnym razem znajdziemy ci chłopaka i pójdziesz z nami.
-Jaaasne...
-Wrócimy około 22, pa. - powiedziały po czym wyszły z domu.
No to zostałam sama, a jest... 17. Bosko, nie no, zajebiście. Zamknęłam drzwi i poszłam do kuchni przelotnie spoglądając na zachodzące słońce. Oczarowana wspięłam się na wysoki parapet łapiąc kartkę i miękki ołówek, po czym oczywiście wypadłam z okna, które zasunęło się z hukiem. Nie zwróciłam na to uwagi i zaczęłam rysować. Mocny wiatr porwał spadające jesienne liście prosto na mnie, a na czubek mojego nosa spadła pierwsza kropla deszczu. No to koniec rysowania. Podeszłam do drzwi - zamknięte. No tak kretynko, przecież je zamykałaś, to w takim razie oknem! Okno jest zamknięta, nie no, świetnie, brawo panno błyskotliwa. W tej chwili prosto z rynny chlusnął na mnie potok wody mocząc mnie całą. Trzęsąc się usiadłam na schodach, trudno i tak już jestem mokra więc kilka dodatkowych kropel mi nie zaszkodzi. Wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer do Michelle. 1 sygnał.2 sygnał. 3 sygnał - odebrała!
-Hej Mich!
-Czego chcesz Lucy? Słuchaj jestem teraz zajęta i nie za bardzo mogę rozmawiać.-odpowiedziała, a ja usłyszałam chichot w tle, to chyba była Jo.
-Ale ja...
-Będziemy niedługo,pa!
-Ale...
-Piiiiiiiiiiiiiiiiiiii- rozmowa przerwana.
Nie no, bosko, teraz kolej na Jessie. 1 sygnał.2 sygnał. Abonent jest czasowo niedostępny.O Boże!! Czemu ja?! No to teraz Joanne, ostatnia szansa! 1 sygnał.2 sygnał.3 sygnał i mój telefon padł. Genialnie, utknęłam przed drzwiami, moknę, zaraz umrę ze zlodowacenia i do tego padł mi telefon. Jak ja kocham elektronikę. Obserwowałam sobie już jakieś pół godziny ludzi i zwierzątka w swoich ciepłych domkach co chwilę kichając,kiedy w domu na przeciwko naszego zabłysnęło światło. Przez pokój przebiegła czwórka chłopaków obrzucając się czymś. Zaśmiałam się cichutko, a oni popatrzyli się na mnie. Ta, zaśmiałam się cicho, ale kichnęłam potężnie. Jeden z nich, w prześlicznych loczkach podbiegł do mnie szybko.
-Hej, co ty tu robisz w taką pogodę, jesteś cała mokra, czemu nie siedzisz w domu?- zasypał mnie gradem pytań.
-A na imię jej Lucinda, ale może być Lucy.
-O wybacz, jestem Harry, wchodź do domu bo będziesz chora.- powiedział obejmując mnie ramienie,a ja wchłonęłam chociaż trochę ciepła.
-I tak będę, a do domu iść nie mogę, bo zatrzasnęłam się.
-To idziesz do nas i to bez gadania.
-Ale ja nie chce! - ale to chyba nie wystarczyło, bo on przerzucił mnie sobie jak koc przez ramię i ruszył w kierunku swojego domu. Weszliśmy do środka i Harry kazał mi iść na górę. Krzyknął coś do reszty chłopaków i ruszył na górę. Otworzył drzwi do ładnego czerwonego pokoju i podszedł do szafy. Wygrzebał z niej jakąś koszulkę i dresowe spodnie.
-Spodnie nie są chyba konieczne, dla mnie ta bluzka jest jak sukienka.
-Jak sobie życzysz słodziutka, ja idę na dół, dołącz do nas jak już się przebierzesz.-powiedział uśmiechając się uroczo i zniknął zamykając drzwi. Zdarłam z siebie przylegający od wilgoci sweter i narzuciłam na siebie koszulkę. W ślad za swetrem poszły leginsy. Ubrałam ogromne skarpetki chłopaka, które sięgały mi do połowy łydki. Podwinęłam rękawy koszulki i w ręce złapałam szczotkę. Rozplotłam włosy, lekko podsuszyłam suszarką, którą znalazłam w łazience i rozczesałam je zaplatając na nowo chudy warkocz, który opadł mi na plecy. Wyglądałam śmiesznie w za dużych ubraniach, a może słodko? Cicho zeszłam po schodach, ale dalej trzęsłam się z zimna. Na kanapie leżeli chłopcy, wszyscy na sobie szturchając się. Zachichotałam, a oni momentalnie się wyprostowali i wstali. Harry podszedł do mnie i objął mnie ramieniem, a raczej oparł na mnie ramię bo dzieli nas zaledwie 22 cm różnicy.
-To jest Lucy.
-Hej jestem Liam. - powiedział krótko obcięty miodowy szatyn uśmiechając się. Miał prześliczne oczy,jego spojrzenie koiło.
-Hej, jestem Louis. - powiedział, a raczej wrzasnął drugi szatyn, niższy, wyrywając się z uścisku uroczego blondynka.
-A ja jestem Niall. - podszedł do mnie i przytulił mocno. Wtuliłam się w niego i zakołysałam, ale tą uroczą chwilę przerwało kichnięcie, no tak to ja. Dalej się trzęsłam, wciąż było mi zimno. Chłopcy doprowadzili mnie do kanapy, Liam dał kocyk, a Niall z Harrym przytulili mnie, żeby ogrzać moje ciało. Gadaliśmy, śmialiśmy się, wow, oni na prawdę są fajni. Dowiedziałam się, że śpiewają w zespole yy jak to było ? Two Directiors? Nie ważne, potem ich zapytam. To wyjaśniało te tłumy dziewczyn,które dzień w dzień przetaczały się po naszej uliczce. Zapomniałam o telefonie, Niall dał mi ładowarkę i wpięłam moje Blackberry do kontaktu. 4 nieodebrane. Oh trudno, jakoś mnie to nie rusza,nie obchodziłam ich wcześniej to nie obchodzę ich teraz. A jest już 24!Wow,zasiedziałam się.
-Chłopcy będę się już zbierać, jest późno i w ogóle...
-Nie ma mowy, nie pozwalamy! - powiedział Harry mocniej mnie ściskając.
-Właśnie,zostajesz dzisiaj u nas. - dopowiedział Niall chowając głowę w mojej szyi.
W tej chwili do domu wszedł prześliczny mulat. Czy on... Nie, to nie możliwe....
Mam nadzieję, że się podoba, jutro dodam bohaterów :*
Enjoy^^
Eloszki
Wygląd jest jaki jest, mi nie przeszkadza :D Naszła mnie ochota na opowiadanie, to pomyślałam napiszę ;> Niedługo dodam 1 rozdział :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)